Aby odpocząć trochę od upałów panujących w południowych Indiach, wybraliśmy się do Munnaru – miejsca słynnego z najwyżej położonych plantacji herbaty na świecie. I choć samo miasto jest raczej głośne, zatłoczone i mało interesujące, można stad wybrać się na kilka dziennych wycieczek po okolicy. My, korzystając z tej okazji, postanowiliśmy przejść się na jednodniowy trekking i zdobyć najwyższy, dostępny turystycznie szczyt południowych Indii – Misapouli 2646m n.p.m. (wyższy od niego zaledwie o 50 metrów szczyt Anamudi, położony na terenie Eravikulam National Park, nie jest dostępny dla turystów ze względów ochrony przyrody od ponad 5 lat).
Czytaj więcej…
Obszar Manaslu należy do tzw. restricted areas, terenów na których dozwolony jest jedynie zorganizowany ruch turystyczny. I choć w rejony doliny Budhi Gandaki oraz doliny Tsum wybrać można się jedynie z nepalskim przewodnikiem, my postanowiliśmy zrobić ten trekking niezależnie.
Omijanie checkpost’ów wydawało się proste. Trekking rozpoczęliśmy jednak po sezonie, w grudniu. Na szlaku spotkaliśmy kilku schodzących turystów, ale nikt nie wybierał się już do góry. Nie było więc jak wmieszać się w „turystyczny tłum”, ponieważ zbyt rzucaliśmy się w oczy. I choć z internetowych relacji jasno wynikało, że kilka osób pokonało tę trasę indywidualne bez większych problemów, miejscowi zgodnie twierdzili, że tym razem bez przewodnika nie przejdziemy.
Czytaj więcej…
Trekking wokół Manaslu zajął nam zaledwie 11 dni. Marsz skończyliśmy w wiosce Dharapani – położonej na szlaku prowadzącym wokół masywu Annapurny – zdecydowanie wcześniej niż początkowo mieliśmy w planach. Pozostało pytanie: Co robić dalej?! W Nepalu mogliśmy zostać jeszcze jakiś czas, a w górach spędzić przynajmniej tydzień. Za zostaniem przemawiały również ważne, niesprawdzone wcześniej permity – zachowane po trekkingu wokół Dhaulagiri (wystarczyła lekka, prawie niezauważalna modyfikacja dat na kartach TIMS i wzbogacenie naszej trasy o kolejny odcinek Marpha – Beshisahar). Były również powody przemawiające „przeciw”. Nie mieliśmy ochoty kontynuować trekkingu akurat wokół Annapurny. Kiepsko staliśmy z zapasem sił po wyczerpującym ‚biegu’ przez Manaslu Conservation Area. No i najważniejszy – nie mieliśmy już przy sobie pieniędzy, ponieważ w Sumdo oddaliśmy guide’owi nasze ostatnie rupie… Pieniądze udało się dość szybko załatwić (zjazd jeepem do najbliższego ATM-u w Besisahar i powrót do Dharapani jeszcze tego samego dnia). Dlatego też odrzuciliśmy wszystkie powody, dla których ‚lepiej nie’ … I tak właśnie znaleźliśmy się na najpopularniejszym szlaku w Nepalu – wokół Annapurny.
Czytaj więcej…
Długo zastanawialiśmy się – jeszcze na etapie planowania podróży, parę miesięcy przed przyjazdem do Nepalu – jaki trekking wybrać. W grę wchodziła tylko i wyłącznie opcja budżetowa, zależało nam na tym, aby tym razem wydać jak najmniej, co znacznie ograniczało dostępne możliwości wyboru trekkingu. W Nepalu w wielu rejonach (tzw. restricted area), takich jak Dolpo, Manaslu, Makalu, czy Kanczendzanga nie można legalnie zorganizować trekkingu na własną rękę – bez pomocy agencji, wsparcia porterów i bez guide’a. Do tej pory ograniczenia zostały zniesione w rejonie Annapurny, Langtangu i Solukhumbu (Everestu). Jeśli chcemy wybrać się w mniej uczęszczany rejon, musimy zapłacić znacznie więcej.Podróżnicy, których cele zwykle warunkuje budżet, wybierają najczęściej trekkingi w Langtang, rejonie Everestu, popularny szlak wokół Annapurny, bądź też wokół – leżącego w jej sąsiedztwie – masywu Dhaulagiri. My zdecydowaliśmy się na ten trzeci rejon z kilku powodów. Trekking uznawany jest za trudny, wybiera się tam stosunkowo niewiele osób, a po drodze, przy okazji, zdobyć można prosty trekkingowy (oficjalnie sklasyfikowany przez Nepal Mountaineering Association jako expedition peak) sześciotysięczny szczyt Dhamus (6013 m n.p.m.).
Czytaj więcej…
Dość spontanicznie wybraliśmy się na kolejny trekking – tym razem w Himalaje Gahrwalu, położone w stanie Uttarakhand, na północny wschód od Delhi. Naszą bazą wypadową stał się Rishikesh. Ponieważ nie mieliśmy dopracowanego planu, parę dni zajęło nam przygotowanie się do trekkingu. Długo nie mogliśmy się zdecydować, gdzie dokładnie pojedziemy i jaką trasę chcemy obrać. Ostatecznie przeważyła możliwość szybkiego i bezpośredniego dojazdu z Rishikeshu do miejsca startowego oraz nieskomplikowany powrót.
Czytaj więcej…
Wybrany przez nas trekking składa się z dwóch etapów: pierwsza część trasy wiedzie rzadziej odwiedzaną przez turystów doliną Ripchar, druga popularną doliną Markha. Trasy te można potraktować jako jeden dłuższy 9 dniowy trekking, lub dwa oddzielne, krótkie etapy: 5 i 4 dniowy.
Czytaj więcej…
Planując palcem po mapie nasz kilkunastodniowy trekking, szukaliśmy ciekawych, aczkolwiek nie skomplikowanych technicznie szczytów sześciotysięcznych. Wybór padł na najwyższy, w okolicy Leh, masyw Kang Yatze – 6400 m n.p.m, położony u wylotu najpopularniejszej z trekkingowych dolin – Markha Valley.
Czytaj więcej…
Kanglacha – góra nazwana przez Brytyjczyków Stokiem Kangri cieszy się ogromną popularnością wśród turystów już od lat 80-tych. Ten prosty trekkingowy sześciotysięcznik można zdobyć, startując z Leh, zaledwie w ciągu 3 dni. A rekordowy czas wejścia na górę, jak wynika z opowiadań miejscowych, należy do Niemca, który pokonał ten dystans zaledwie w 10 h 45 min.
Czytaj więcej…