Planując palcem po mapie nasz kilkunastodniowy trekking, szukaliśmy ciekawych, aczkolwiek nie skomplikowanych technicznie szczytów sześciotysięcznych. Wybór padł na najwyższy, w okolicy Leh, masyw Kang Yatze – 6400 m n.p.m, położony u wylotu najpopularniejszej z trekkingowych dolin – Markha Valley.
Kang Yatze to dwuwierzchołkowy szczyt, uznawany przez Indian Mountaineering Foundation jako climbing peak. Na wyższy wierzchołek (6400 m n.p.m.) prowadzi dość trudna technicznie mikstowa droga wyceniana na III-IV, na niższy wierzchołek (6253 m n.p.m.), który postanowiliśmy zaatakować, prowadzi natomiast łagodna, aczkolwiek wyeksponowana śnieżno-skalna grań o nachyleniu max.45o (wierzchołek ten można uznać za trekkingowy – bez potrzeby używania sprzętu wspinaczkowego – na atak szczytowy przydadzą się jedyne raki i czekan).
Na Kang Yatze, podobnie jak na inne szczyty położone w Himjalach, przekraczające 6000 m n.p.m., wymagane jest specjalnie pozwolenie. My zamierzaliśmy zaatakować tylko niższy wierzchołek i nie mieściło nam się w głowie, aby płacić za to permit ekspedycyjny – postanowiliśmy, więc pójść na żywioł. Finalnie udało nam się wejść na górę bez pozwolenia, choć miejscowi dopytywali gdzie się wybieramy, czy mamy wymagany permit i ogólnie nie spuszczali nas z oczu (lepiej więc nie zdradzać nikomu zawczasu swoich planów). Nas najprawdopodobniej uratowała końcówka sezonu i wciąż pogarszająca się pogoda – przez trzy dni padał śnieg, guide z agencji trekkingowej, stacjonującej w obozie bazowym zrezygnował z ataku („too much snow”) i chyba nikomu do głowy nie przyszło, że my spróbujemy zaatakować górę, jednym słowem – wszyscy dali nam spokój. Po fakcie dowiedzieliśmy się, że w IMF można kupić (naszym zdaniem nielegalnie, bo nie istnieje takie kryterium na oficjalnej stronie internetowej organizacji) permit na oba wierzchołki Kang Yatze za 2000 Rs (ok.110 zł), a do obozu bazowego podobno zagląda wysłannik, który zwykle kasuje wolnych strzelców nie posiadając permitu po 2300 RS. Jak widać, można wejść za free, minus jest taki, że nie możemy liczyć na pomoc i to, że w razie czego, ktoś nas stamtąd uratuje.
Sam atak szczytowy przebiegł bez większych przeszkód, choć był bardzo wyczerpujący (konieczna wcześniejsza aklimatyzacja i dobre przygotowanie kondycyjne). Akcja zajęła nam łącznie 14 godzin. Gdzieniegdzie widywaliśmy ślady starych ścieżek i małe kopczyki, a śnieżne fragmenty wariantowaliśmy sami. Większość trasy pokonaliśmy w nocy korzystając z GPS z wgranymi mapami z projektu openstreetmaps. Z niższego obozu Nimaling (4760 m n.p.m.) wystartowaliśmy o 12.00 w nocy, po godzinie docierając do Kang Yatze Base Camp (5050 m n.p.m.). Przez następne dwie godziny wspinaliśmy się po piargu do pól śnieżnych (5600 m n.p.m.) i dalej trawersowaliśmy na grań (nie obyło się bez kilkugodzinnego torowania w kopnym śniegu). Ostatnie 100 metrów wydawało się nie mieć końca., ale udało się – wstrzeliliśmy się w okno pogodowe, a na szczycie o 08.10 powitało nas słońce. Z zaśnieżonej grani rozpościerały się piękne widoki na himalajskie szczyty, przy dobrej widoczności nawet te 8 tysięczne. Dlatego bez dwóch zdań – warto wybrać się na tą górę!
Trasa do pobrania w formacie
GPX.
Galeria
-
Nalajcie.org wyrusza na trekking Lamayuru - Shang Sumdo!
-
Nie wszyscy lubią wstawać z samego rana... Postój w wiosce Nimu.
-
Kontrola paszportów.
-
Zwiedzanie Lamayuru.
-
Słynna gompa na wzgórzu.
-
Wyżej wejść już się nie da.
-
Wyruszamy do wioski Wanla.
-
Na około trwają prace w polu.
-
I już widać góry...
-
Wspinamy się an przełęcz...
-
ale z cieżkimi worami wcalenie jest łatwo...
-
Przełęcz Prinkiti La jż tuż tuż!
-
Rest nad rzeką.
-
Wszyscy bacznie nam się przyglądali...
-
Dzień drugi. Widok z Gompy w wiosce Wanla.
-
Miejscowi już od rana na nogach.
-
Zaskoczył nas deszcz. Zatrzymaliśmy się na czaj w wiosc Phanjila.
-
Ruszamy dalej przez Ursi do Hinju. Niemiłosierny upał, a cienia brak.
-
Biwak na campingu za wioską Hinju.
-
Zwijamy się, trzeba iść dalej!
-
Jaga czasem pokazuje rogi.
-
Po drodze mijamy kolejne KIMPINGI ;d
-
W górę rzeki.
-
Reścik.
-
Przed nami długi dzień - w drodze na przełęcz Konzke La.
-
Na przełęczy - dobre humory nas nie opuszczają!
-
Tygrys i żabcia też dali radę ;)
-
W samą porę - za nami pada!
-
Panoramka z przełęczy.
-
W kupie raźniej.
-
Schodzimy w dół doliny...
-
Do miejsca biwakowego przed Sumdah Chemno.
-
Dzień 4 - słońce, reścik i rozwałka.
-
Kąpiel w zimnym strumolu.
-
No i robimy pranie!
-
Po południu wyruszamy dalej.
-
Odcięta przez góry wioska Sumdah Chemno.
-
Upał jak co dzień.
-
Opuszczamy wioskę.
-
Przeprawa przez strumień Sumdah Fu - z mostu niewiele już zostało.
-
Wspinamy się w górę.
-
Wchodzimy na siodełko...
-
... i jesteśmy!
-
Jeszcze tylko trawers zbocza i docieramy do Dundunchen La BC. Nie jesteśmy tu sami.
-
Dzień 5 - soft start.
-
Podejście na przelęcz.
-
Dundunchen La!
-
Na górze wita nas orszak agencji trekkingowej.
-
Zaraz zacznie się żmudne zejście w dół.
-
Może canonying?!
-
Udało się dotzreć do Chiling. Robimy research w wiosce.
-
Przeprawa przez nowy most linowy - 3 km od Chiling.
-
Paweł zgłosił się jako pierwszy na ochotnika...
-
Hanka też już nie mogła się doczekać... ;)
-
A nowy most drogowy w budowie (Chyba coś poszo nie tak?!) ;)
-
Whity dojechały na drugi brzeg. Uff cała załoga na pokładzie.
-
Ruszamy doliną Markha.
-
Standardowo rest nad rzeką.
-
Jest fajnie!
-
Miejsce biwakowe pzred wioską Sara - właściciela nie ma, nocleg za free!
-
Dzień 7- zmierzamy do wioski Hankar.
-
Przeprawa przez rzekę Markha.
-
Wioska Markha - największa w dolinie.
-
Lunch u lokalsów.
-
Pomagamy w kuchni...
-
... w oczekiwaniu na pyszny ryż z warzywami!
-
Wszyscy są już głodni!
-
Póżno już, a długa droga pzred nami.
-
Low water shortcut.
-
Skala iglica niedaleko Umlung.
-
Monastyr w Tertha - fenomenalne widoki!
-
Biwak w Hankarze.
-
Kang Yatze - nasz cel trekkingowy.
-
Wspinamy się do Thuchungste.
-
Już blisko.
-
Widok na sześciotysięcznik Kang Yatze.
-
Za nami, gdzieś w oddali pasmo Stok Kangri.
-
Mijamy jeziorka.
-
Wycieczka akliamtyzacyjna do bazy pod Kang Yatze.
-
Biwak w Nimaling- rano zaskoczył nas śnieg.
-
Potem wyszło słonko!
-
I osiołki były pzreszczęśliwe...
-
Pozowały do zdjęć w zamian za kostki słodkiego imbiru!
-
A na łące pasły sę takie duużże jaki!
-
Teren bazowy Nimaling.
-
Nasz obóz.
-
Atak szczytowy na Kang Yatze - o świcie.
-
Podejście na grań.
-
Nachylenie stoku do 45 stopni, nie jest źle.
-
Idziemy, a końca nie widać!
-
Chwila na złapanie oddechu!
-
I tylko ostatnie metry dzielą nas odszczytu.
-
Ola i Paweł na szczycie.
-
Widok na grań i wyższy wierzchołek góry.
-
Zrobiliśmy to!
-
Panoramka.
-
Kang Yatze 6251 m n.p.m. Ola i Paweł siedzieli dwa metry wyżej ;)
-
Pogoda się psuje, czas spadać.
-
W dół to już na lajcie.
-
Ostatni look na górę.
-
Może by tak opatentować zjazdy na pupie?! ;)
-
Byle by do piargu.
-
W dole widać już Kang Yatze BC.
-
A tymczasem w bazie...
-
Dzień 12- czas spadać na dół.
-
On na pewno będzie za nami tęsknił... ;)
-
Hanka chciałaby tu chyba jeszcze zostać...
-
... ale trzeba ruszać dalej...
-
Na przełęcz Kongmaru La.
-
Rest na ostatniej przełęczy.
-
Widok na Kang Yatze.
-
Dobrze, że już schodzimy!
-
Zimno!
-
Ciężko rozstać się z górą !
-
Wąwozami do Chukurmo.
-
Rest nad wodospadem.
-
I wzdłuż kanału do wioski Shang Sumdo.
Powiązane wpisy
W tym roku dokładnie w lipcu też uderzam na Kang Yatze II. Powiedzcie jak z woda? Z tego co czytam to bie spaliscie w drugim base campie? Jakieś porady? Jaką mieliście temperaturę?
Hej – zgodnie z plikiem GPX nie startowaliśmy z tradycyjnego BC tylko dalej – z obozu Nimaling w głównej dolinie. Zarówno w Nimaling jak i w BC jest woda – tak jak widać na zdjęciach (ale – jeśli będziecie zaczynać atak wcześnie rano – może być zamarznięta). Dalej wody nie ma (idzie się grzbietem. Atak szczytowy to akcja na jeden dzień, nie ma problemu z zabraniem odpowiedniej ilości napojów :)