Dhaulagiri Circuit
Listopadowy trekking wokół białej góry, prowadzący przez dwie wysokie przełęcze French Pass (5380 m) i Dhampus (5280 m).
-
Czas na trekking! Lokalnym, rozklekotanym autobusem jedziemy do Beni. -
Podróż zajeła nam cały dzień. Z Beni udało się dojechać do Drabang. Głodni czekamy na diner! -
Dzień pierwszy- przeprawa na drugą stronę rzeki. Phedi. -
Do wioski Takam prowadzi szutrowa droga jezdna. Podobno raz dziennie przejeżdza tędy autobus. -
Give me a pen! -
Lokalna, outdoorowa pralnia. -
Wkraczamy do Dharapani! -
W wiosce radośnie witają nas dzieci... -
A na szlaku budzimy prawdziwe zainteresowanie... -
Zostawiamy wioske daleko z tyłu. -
Docieramy do Sibang. -
Życie toczy się tu leniwie. -
Nie mamy pojęcia w co oni grają?! -
Pola uprawne w Takam. -
Checkpost w Takam. -
Namaste! -
Wszędzie suszy się siano. -
Dzieciaki po szkole nie mają co robić... -
W wioskach popularnymi zwierzętami są muły rzeczne. -
Podziwiamy piękne widoki. -
Nie ma lekko - każdy musi ciężko pracować... -
Namastepen- nepalskie dzieci tworzą neologizmy językowe ;) -
Piękny widok na pasmo Dhaulagiri. -
Docieramy do Muri. -
Zaopatrujemy się w ciasteczka... -
i przy okazji dokarmiamy miejscowe chuderlaki... -
Schodzimy w dół doliny. -
Na dachach suszy się ... makaron! -
Do wyboru do koloru... -
Miejscowa szkoła. -
Coś zżarło kawałek tablicy ;) -
Na leśnym szlaku... -
Grunt to dobra orientacja! -
Mała wioska - Naura. -
Miejscowa gra towarzyska. -
Nowy szlak 'wykrojony' w skale. -
Zachód słońca. -
Wcześnei rano zaczynamy następny dzień. Startujemy z Boghary. -
Podążamy szlakiem przez Jeltung. -
Trawersujemy strome stoki. -
Cały czas poruszamy się w górę rzeki Myagdi Khola. -
Zmęczenie daje się we znaki, nasze plecaki ważą po 30 kilo! -
Planujemy kolejny dzień. -
Camping chairs ;) -
Poranek w Dobhan Kharka. -
Rest nad strumykiem. -
I w górę! -
Pogoda zaczyna się psuć. -
Już prawie nic nie widać. -
Może przeczekamy te chmury? -
W nocy temperatura diametralnie spadła -nic dziwnego jesteśmy na wysokości 3500m n.p.m. -
Nad nami masyw Dhaulagiri. -
Wschód słońca nad zachodnią ścianą Dhaulagiri. -
Przed nami dzień piąty, najlepsza pogoda jaką można sobie zamówić. -
W Puchhar Base Camp. -
Ostatni szałas z ciasteczkami na szlaku. -
W tle szczyt Tsaurabong. -
Komu w drogę, temu czas. -
Lokalsi porcjują zasuszone mięso. -
. -
Naprzód marsz. -
Schodzimy na dół po sypiącym się piargu na lodowiec i dalej stromym skalnym trawersem. -
Zero point. -
Uff, już jesteśmy bezpieczni (strasznie sypało się w tym żlebie)! -
Trawers. -
Miejsce obozu szwajcarskiego. -
. -
Przed nami rozgległy, płaski odcienk doliny. -
W górę rzeki. -
Wchodzimy na morenę lodowca. -
Dochodzimy do pustych obozowisk w bazie japońskiej. -
Zimno tu! Zjadłbym coś! -
W stronę Dhaulagiri B.C. -
Klucząc po morenie lodowca Chhonbardan. -
Jeziorko. -
Zimno! -
Wieje. Chowamy się za kamykiem. -
Coraz wyżej. -
Podchodzimy do bazy. -
W tle urwisko Eigeru. -
Północno wschodnia ściana Dhaulagiri. -
Z pobliskich stoków strasznie się sypie - schodzą śnieżno-kamienne lawiny... -
Ale jest pięknie! -
North-east col. -
Dhaulagiri B.C. -
Noc na 4700 m n.p.m. -
W nocy sporo dopadało. -
I całkiem zmieniła nam się aura. -
Przyszła zima. -
Widoczność spadła do zaledwie kilku metrów. -
Czasem przewiewało chmury. -
Ale droga prze przełęcz francuzów była dla nas prawdziwą męką! -
Wiatr prawie zwiewał nas z grani... -
Byliśmy twardzi ;) -
Wariantowlaiśmy szlak z lewej strony lodowca. -
Szybko uciekliśmy do Hidden Valley. Tam spędziliśmy bardzo niemiły nocleg na 5 tyś metrów. -
W słonku było ok. -
Ruszyliśmy 'obczaić warun'. -
Okazało się, że czeka nas - torowanie w głębokim śniegu! -
Widoki rekompensowały wszystkie trudy. -
A szło się ciężko... -
W śniegu znajdowaliśmy pozostawione przez porterów kosze transportowe. -
Hidden Valley jest przepiękna. -
Nie zaszliśmy daleko. Warunki zaczęły się szybko zmieniać. -
Bylismytu zupełnie sami... -
Czekał nas kolejny nocleg w dolinie. -
Postanowiliśmy przenieść obóz o godzinę drogi dalej, pod przełęcz Dhampus. -
Poruszaliśmy się z prędkością 1,5 km na godzinę! -
Śnieg sięgał łydek, kolan, ud, czasem nawet i pasa. -
Biwak pod przełęczą. W takich waunkach nasz plan zdobycia kolejnego 6 tysięcznika legł w gruzach. -
Na przełęcz szliśmy ponad 2 h. Torowanie wypruło nas ze wszystkich sił. Wszystko przez ten śnieg! -
Na przełęczy Dhampus - czas na pół godzinny relaks. -
Grzejemy w słońcu przemarznięte koniczyny! -
Moglibyśmy tu zostać... -
W tle szczyt Dhampus Peak - zaatakujemy go następnym razem. -
Jest git. -
Choć już zaczynamy marznąć. -
Czas się zbierać. -
Po drugiej stronie doliny cale nie jest lepiej. Brniemy w śniegu do pasa. -
Miejscami jakoś da się iść. -
Daleko jeszcze? -
Już nie mogę! -
A przed nami jeszcze 5 km trawers! -
Pogoda znowu swoje... -
I nic nie widać. -
Bez GPS byłoby cienko... -
Trawers nie ma końca. -
Krok za krokiem. -
Natkneliśmy się na pozostawiony ekwipunek agencji. Uciekający przed złą pogodą porterzy zostawili wszystko: sprzęt campingowy i jedzenie. Pozbieraliśmy łup ;p -
Do pokonania został nam ostatni odcinek. -
Walka z czasem - oby zdążyć przed zachodem słońca. -
Jest ciężko... -
Ale pogoda trochę się poprawiła. -
Zeszliśmy poniżej 5000 m n.p.m. -
Piękne widoki w dół doliny. -
W nocy temperatura spadła poniżej 20 stopni. Nie udało nam się zebrać przed 8.00 - zimno! -
Namiot rozbiliśmy po zmroku nad obozowiskiem Yak Kharka. -
Ostatni dzień przed nami. -
Teraz mamy spalone ryjki ;) -
Przed nami 3 h marszu do wioski Marpha. -
Sunprotect! -
Viewpoint. -
Do Marphy w dól! -
Już widać wioskę. -
Jakoś tu pustawo. -
O nie,tam drugi raz nie idziemy ;p -
Parę sklepów, guest housów i puste ulice-spodziewaliśmy się czegoś więcej! -
Ale jest klimat. -
Podróż powrotna do Pokhary zajła nam az 3 dni! W Nepalu ogłosozna strajk transporotwy, I takim oto sposobem spędziliśmy cały dzień, przesiadując w knajpie w Ghassie! -
Przynajmniej jedzenie mieli dobre ;D